Etna i Taormina

Dzisiaj kolejna wyprawa. Tym razem niesamowita ETNA. :)
Wyruszamy wcześnie rano. Po zebraniu ekipy ruszamy na autostradę biegnącą przez środek wyspy. Z okien autokaru możemy podziwiać środkową Sycylię. Po około dwóch godzinach jazdy naszym oczom powoli zaczyna się ukazywać masyw potężnej góry. Z jej dymiącym wierzchołkiem wygląda bardzo majestatycznie. Im bliżej góry, tym krajobraz staje się bardziej księżycowy. Dookoła widzimy coraz większa pokłady lawy. Gdzieniegdzie wyrastają już na niej różnokolorowe rośliny. Droga na Etnę jest niesamowicie kręta. Jest wybudowana na zastygłej lawie. Do pewnej wysokości wzdłuż drogi mijamy sporo zabudowań. Ludzie zdają się nie przejmować bliskością niszczycielskiego wulkanu. Mijamy też zgliszcza po zabudowaniach zniszczonych przez lawę, np. kościół zalany po dach.
Gdy dojeżdżamy do końcowego przystanku autokarów na wys. 2000m temperatura jest znacznie niższa niż na dole. Dość mocno też wieje. Część osób decyduje się na wjazd kolejką gondolową a następnie jeepami na wys. ok. 3000m. Z racji średniej pogody na górze odpuszczamy sobie taką wycieczkę. Stwierdzamy, że szkoda nam 60 Euro, żeby jechać pooglądać chmury. Później okazało się to słuszną decyzją. Na górze faktycznie widoczność byłą zerowa, a ogromne ilości lawy mieliśmy też i tutaj.
Wdrapujemy się za to na jeden z dostępnych stożków wulkanicznych. Kawałki różnokolorowej lawy, żwir wulkaniczny i popiół tworzą pod nogami niesamowitą kompozycję. Z wierzchołka stożka wulkanicznego widok robi się naprawdę księżycowy. Ma się wrażenie, że znalazło się nagle w innym świecie. Coś niesamowitego. Etna to naprawdę jedno z tych miejsc, do których po prostu trzeba pojechać.
W miejscu naszego przystanku znajduje się sporo sklepików i lokali gastronomicznych. Jeden z nich jest prowadzony przez Polkę - Magdę. Można u niej coś przekąsić i spróbować lokalnego trunku Lava - mocnego, słodkiego, czerwonego likieru.

Ładujemy się do autokaru i ruszamy do Taorminy. Zjeżdżamy tym razem z drugiej strony góry równie krętą drogą. Od Taorminy dzieli nas ok. 20 min jazdy. Musimy zjechać na wybrzeże by za chwilę ponownie wspinać się pod górę, bo Taormina położona jest wysoko na zboczu. Podjeżdżamy na specjalny parking. Autokary już dalej nie wjeżdżają, więc musimy przesiąść się na miejskie busiki, które dowiozą nas jeszcze kawałek do samego miasta.
Taormina w pierwszym momencie robi wrażenie przyjaznego miasteczka ale dość zatłoczonego i typowo już turystycznego. Postanawiamy przejść się główną aleją. Dookoła pełno markowych sklepów i turystów. Przejście całej alei spacerkiem z przystankami na robienie zdjęć zajmuje nam może 20 minut. Z punktu widokowego roztacza się przepiękny widok na morze. Kolor wody za każdym razem zapiera dech. Posiadamy jeszcze trochę wolnego czasu, więc obchodzimy też parę bocznych uliczek podpatrując włoski styl bycia i życia. Ujmuje nas beztroska atmosfera Taorminy.

Po zwiedzaniu miasta udajemy się już w drogę powrotną do Cefalu. Tym razem nie jedziemy drogą biegnącą przez środek wyspy ale autostradą położoną wzdłuż północnej linii brzegowej. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w miejscowości Mesyna. Stąd najbliżej do kontynentalnych Włoch. Podobno od lat budowany jest most łączący Sycylię z Kalabrią, i podobno pomimo wydatkowanych już na ten cel sporych środków finansowych, mostu jak nie było, tak nie ma… I wcale nie widać, żeby miał się szybko pojawić.

Pozostała część drogi upływa nam na podziwianiu widoków. Przynajmniej do czasu, gdy autostrada zaczyna przebiegać głównie tunelami wydrążonymi w skale ;)

Zdjęcia (19)

Komentarze (0)