Dzisiejszy dzień postanawiamy spędzić aktywnie i wyruszamy na wycieczkę do Palermo. Na środek komunikacji wybieramy pociąg. Szybko i komfortowo, a do stacji prosta droga od hotelu. Podobno... W praniu wyszło inaczej. Przynajmniej kiedy na poszukiwania stacji wyruszają rasowe blondynki.... Wszystko szło dobrze, bo faktycznie droga jedna, zbłądzić się nie da, dopóki nie wejdzie się do miasteczka, bo w którąś uliczkę trzeba jeszcze skręcić, żeby na dworzec dojść.. Tylko w którą?? Drogowskazów zero. Pytać nie ma po co, bo i tak po angielsku marne szanse się dogadać..Robimy tym sposobem gigantyczne kółko i zamiast trafić na dworzec możemy go podziwiać z wiaduktu przebiegającego nad torami. A na dokładkę widzimy nasz pociąg odjeżdżający za kilka minut. Nie ma szans zdążyć, ale postanawiamy do dworca dojść. Teraz już przynajmniej plus minus wiemy gdzie go szukać.Na czuja dworzec znajdujemy. Pan z kasy nas przywołuje, że jak my do Palermo to biegiem po bilety, bo pociąg zaraz odjeżdża a następny za ponad dwie godziny. Więc w te pędy bilety w rękę, do kasownika na stacji. Jeden bilet skasować się udało, drugiego już nie, bo kasownik przy odjeździe pociągu się wyłącza. Niezrozumiała nam filozofia, ale co tam. Dobrze, że w drzwiach pociągu wpadamy na konduktora. Widząc dwie takie zbłąkane owieczki się zlitował i drugi bilet skasował ręcznie. Początek wyprawy niezły, ciekawe, jak będzie dalej...
Trasa Cefalu-Palermo widokowo jest super. Linia cały czas biegnie wzdłuż morza, więc można podziwiać widoczki. Po niecałej godzinie docieramy do Palermo. Pierwsze wrażenie... Miasto, jak miasto :) Na pewno gwarno i gorąco.
Wyciągamy przewodnik i otwieramy pseudo mapę.Może jakimś cudem się nie zgubimy. Obieramy kierunek w stronę ratusza. Na placu przed ratuszem znajduje się słynna fontanna Pretoria, zwana Fontanną Wstydu. Fontanna zawiera "roznegliżowane" rzeźby kobiet i mężczyzn, a znajduje się ona tuż obok kobiecego zakonu. W związku z tym po odsłonięciu okna, chcąc nie chcąc, drogie mieszkanki klasztoru miały doskonały widok na męskie przyrodzenia. I stąd wzięła się też nazwa Fontanna Wstydu.
Tuż obok trafiamy na niepozorny z zewnątrz kościółek Casa Profesa. Pani Przekonuje nas, żeby wejść do środka. Decydujemy się na bilet łączony z Kościołem Chiesa di Santa Chiara. Wchodzimy do środka i przekonujemy się, że dobrze, że Pani namówiła nas na wejście do środka. Kościół jest przepiękny. Zdobienia ścian są wprost niewiarygodne. Nie wiem czy jest kawałek ściany, na który mnie znajdziemy rzeźb albo malowideł. Następnie udajemy się do drugiego Kościółka. Akurat odbywa się w nim jakaś uroczystość. Po dekoracyjnych balonach orientujemy się, że to 25. rocznica ślubu. Staramy się nie przeszkadzać i grzecznie sobie podziwiamy wnętrze.
Dalej kierujemy się w stronę Katedry. Dotrzeć tam nie trudno, nie zauważyć nie sposób. Wzbudza podziw swym ogromem i piękną architekturą. Jak to przy słynnych zabytkach i "obowiązkowych punktach zwiedzania" ludzi tłum niesamowity. Trudno nawet zrobić dobre zdjęcie. Idziemy do środka. W środku podobnie - pełno ludzi.. Poza tym wnętrze, w porównaniu z przed chwilą przez nas zwiedzanymi Kościołami, nie powala.
Postanawiamy oddalić się od zgiełku głównej, zakorkowanej ulicy i tłumów przy głównej atrakcji Palermo, odbijamy w pierwszą lepszą boczną uliczkę i obieramy kierunek morze. Boczne uliczki, może i mało ruchliwe za to trochę pokręcone. Dobrze, że mamy chociaż naszą pseudo-mapę z przewodnika, bo inaczej po śladach musiałybyśmy wracać ;) Ale.. .Zwiedzamy przynajmniej tę mniej znaną część sycylijskiej stolicy. Mijamy uliczne straganiki z powystawianymi meblami, sprzętami i czym tylko się da. Jakimś cudem dochodzimy w końcu do charakterystycznego skrzyżowania Palermo - Quatro Canti. Stąd już prosto nad morze.
Nad morzem mamy całkiem przyjemny deptak. Siadamy chwilę by dać odpocząć nogom. Napawiamy się widokiem i powoli zarządzamy odwrót. Na chwilę wstępujemy jeszcze do ogrodu botanicznego. Ponieważ właśnie mamy porę sjesty w parku oczywiście spora grupka odpoczywających. Uwagę przykuwał pan, który rozłożył się na trawie i chrapał w najlepsze na tyle głosno, że ptaki nie miały szans dojść do głosu ;)
Dotarłyśmy z powrotem na stację i zastanawiamy się, jak dogadamy się ze starszym panem w kasie biletowej. W końcu postanawiamy zaprzyjaźnić się z automatem. Wybieramy stacje podróży i godzinę wyjazdu. Cena wyskakuje taka sama, jak przy naszej podróży do Palermo, więc jest szansa, że się z automatem dogadałyśmy. Okaże się w pociągu. Przed odjazdem zahaczamy jeszcze o kawiarnię tuż obon Maca i zmykamy na pociąg. Bilety okazały się trafione, więc cało i bez kolejnych przygór wracamy do Cefalu :)