Geoblog.pl    blenden    Podróże    Kenia i Tanzania 2014    ostatni dzień w Masai Mara
Zwiń mapę
2014
07
lut

ostatni dzień w Masai Mara

 
Kenia
Kenia, Masai Mara Game Reserve
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10709 km
 
To nasz ostatni dzień przygody z Masai Mara.
Pobudka o chorej godzinie, bo o 5:15 już wyjeżdżamy. O 5 dostajemy tylko herbatę, bo na śniadanie nie ma już czasu. Pakujemy się do auta. O tej godzinie jest strasznie zimno. Ziemia mokra. Musiało nieźle pompować w nocy. Nawet nie słyszeliśmy. Może też dlatego, że nad namiotem jest daszek z liści, więc nie padało bezpośrednio na dach. Półprzytomni kierujemy się do bram parku. Dach otwarty, więc niewiele mi brakuje, żeby wyglądać jak sopelek lodu. Pogoda niezbyt dopisuje. Jest bardzo pochmurno, a momentami wjeżdżamy w mżawkę, która nas oblepia. Mimo to, w ciągu 2-godzinnej jazdy udaje nam się spotkać parę okazów. Klasycznie spotykamy antylopy, bawoły, lwy. Udaje nam się nawet upolować hienę. Do naszej wielkiej piątki brakuje nam jednak jeszcze nosorożca i lamparta. Ale podobno nie jest to rejon występowania tych zwierząt, więc raczej nie mamy szans ich tu znaleźć. Wracamy do kampu.

Po śniadaniu pakujemy się do auta i ruszamy w dalszą drogę do Nakuru. Nasz driver znowu postanawia zadbać o pokłady mojej tkanki tłuszczowej. Swoją drogą zastanawiam się jakim cudem te busy w ogóle jeszcze żyją.To, co one przechodzą na safari jest katorgą. Powinny mieć już dawno pourywane zderzaki i połamane wahacze. Naprawdę ich tu nie oszczędzają. Jedynym wytłumaczeniem jakie znajduje jest fakt, że to Toyoty. A Toyota, jak wiadomo, zniesie wszystko ;) Wracając telepania na wspaniałej drodze z Masai Mara. Zauważam fakt, że po przekroczeniu pewnej prędkości samochód wpada w takie wibracje, że w zasadzie staje się to jedną ciągłą wibracją. Momentami mam wrażenie, że samochód zaczyna unosić się jakieś 10 cm nad drogą. Poduszkowiec. Gdy wjeżdżamy w końcu na asfalt, moje oczy są w szoku, że świat może tak wyraźnie wyglądać. W końcu do tej pory był jedną wielką rozmazaną plamą przesuwających się w zabójczym tempie obrazów. Na asfalcie nasz driver znowu dodaje gazu. Jakby do tej pory nie zasuwał z nadświetlną... Nagle ostre hamowanie. Może przy kenijskim sposobie jazdy to nic nadzwyczajnego, to jednak było mocniejsze niż "standardowe". Wyglądam przez przednią szybę. No tak.. Krowie towarzystwo wlazło na jezdnię i nie spieszy się zbytnio z jej opuszczeniem. Ale tak patrząc z innej strony.. Bydło jest chyba bardziej skuteczne niż spowalniające garby. Tylko mniej przewidywalne. Bo niby skąd wiedzieć, co takiej mućce do łba strzeli.

Po drodze robimy małą przerwę na obiad a następnie w sklepie z pamiątkami. Wchodzimy chociaż zerknąć, co mają. Niestety robię poważny błąd. Pytam o cenę jednego z obrazów. Pan wyskakuje z zawrotną kwotą 70$. Przy czym obraz jest naprawdę mały. Nie chcę kupić malunku wielkości fresku z Kaplicy Sykstyńskiej. Uprzejmie dziękuję i idę sobie dalej. Ale nie sama. Od tej pory już mam ogon. Mój malunek wraz ze sprzedawcą dzielnie kroczy za mną.. No to teraz już się nie uwolnię. Nawet wyjście ze sklepu niewiele pomaga. Mam towarzystwo nawet przy busie. Cena spada do 55$. Dla mnie ten malunek wart jest może z 10$, więc do porozumienia raczej nie dojdziemy. Pan jest wyjątkowo rozczarowany moim skąpstwem. Trudno. Jakoś dam radę z tym żyć, a jelenia z siebie robić nie dam. Cena spada do 40$. Ani myślę. Ale pan nie odpuszcza, dopóki nie odjeżdżamy.

Przy tej okazji nawiązuje się też konwersacja w naszym polsko-wolontariackim towarzystwie. Okazuje się, że nasi przyjaciele ze wschodu mają bardzo "bogatą" wiedzę na temat naszego kraju.. No bo przecież nie każdy musi wiedzieć, co jest stolicą Polski. OK. Grunt, że wiedzą, że takowy kraj w ogóle w Europie jest. A toż jak jest w Europie i na dokładkę w unii, to rzeczą oczywistą dla niektórych jest fakt, że w polską walutą jest euro. Zdziwiona mina naszej włoskiej koleżanki, gdy usłyszała, że otóż wcale nie wszystkie kraje unijne mają euro, a wśród nich Polska, była bezcenna..

Droga do Nakuru z lekka się dłuży. Do tego zaczęło padać. Jedziemy na tyle szybko, na ile pozwalają na to ciągnące się konwojami ciężarówki. Biorąc pod uwagę, że statystycznie 90% kenijskich ciężarówek osiągnęła już pełnoletność, a spora część z nich jest chyba nawet starsza ode mnie, to niekiedy podjazd pod górę potrafi się mocno ślimaczyć. Jednak w końcu docieramy do Nakuru. Mieścina (czwarte pod względem wielkości miasto w Kenii) jest dużo bardziej afrykańska niż Nairobi. Widok naszych bladych twarzy wzbudza większe zainteresowanie. Mieszkamy w hotelu Golden Palace, który to wywołuje nasze ogromne zdziwienie. Pani w agencji mówiła, że nocleg będzie w budget hotel. Jeśli to jest budget hotel, to ja tylko takie na swojej drodze poproszę.

Towarzystwo dopadło do wifi. No i już z nikim nie ma rozmowy. Znaczy, że pora spać. Dobranoc..
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (28)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
pamar
pamar - 2014-03-10 13:22
Będą jeszcze jakieś parki czy to już koniec przygód ze zwierzakami?
 
blenden
blenden - 2014-03-10 19:58
Jeszcze park jez. Nakuru, a na koniec naszego pobytu wybraliśmy się też do Nairobi National Park. Ale tam już zdecydowanie mniej okazów znaleźliśmy niż w Masai Mara.
 
pamar
pamar - 2014-03-11 07:26
W takim razie z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy :)
 
 
blenden
Joanna
zwiedziła 13% świata (26 państw)
Zasoby: 178 wpisów178 31 komentarzy31 550 zdjęć550 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.09.2020 - 07.09.2020
 
 
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
02.06.2014 - 02.06.2014