Geoblog.pl    blenden    Podróże    Sycylia    Wyspy Liparyjskie - Vulcano
Zwiń mapę
2012
31
maj

Wyspy Liparyjskie - Vulcano

 
Włochy
Włochy, Vulcano
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2138 km
 
Nie zdążyliśmy nawet dobrze usiąść a tu już koniec przejażdżki. W ciągu może 10 minut jesteśmy już na drugiej wyspie. Vulcano. Wbrew zapowiedziom nie czuć od razu powalającego zapachu zgniłych jajek. ;) Może dlatego, że wiatr jest dość słaby i akurat w drugą stronę, więc nie dociera do nas zapach z wydobywających się z wulkanu wyziewów. Jeszcze na statku dowiedziałyśmy się, że na wulkan można wejść, bo podejście nie jest bardzo trudne i zajmuje jakieś 45 minut. W sumie fajna sprawa. Wejść na prawdziwy dymiący się wulkan nie lada gratka. Tyle tylko, że całe podejście to ścieżka po wulkanicznych żwirze. No świetnie... Ja w klapkach, Młoda w balerinkach. Turystki profesjonalnie przygotowane do wyprawy. Nic to... Postanawiamy spróbować. Najwyżej zawrócimy z trasy. Czyli znając nas - nie zawrócimy...

Początkowo przechodzi się przez boczną uliczkę miasteczka położonego tuż obok czynnego ciągle wulkanu, mając cały czas po swojej lewej stronie dymiący szczyt. W pewnym momencie odbijamy już na ścieżkę prowadzącą na górę. Po jakiś 100m ukazuje nam się budka, w której musimy uiścić opłatę za możliwość wejścia na szczyt. Płacimy i wspinamy się dalej. Im wyżej, tym gorzej. Żwir + klapki to jednak nie jest najszczęśliwsze połączenie. Mam taką akupresurę na moich stopach, że w myślach zaczynam sobie powtarzać (AŁA) jak mantrę (AŁA), że ten cholerny żwirek (AŁA) wcale nie sprawia mi bólu! (AŁA)... Młoda w balerinach nie miała dużo lepiej... Przynajmniej szanse miałyśmy wyrównane ;) Oprócz dyskomfortu pod stopami starałyśmy się też nie odczuwać skwaru. Temperatura jakieś 35 stopni, zero cienia i zero wiaterku najmniejszego....W sumie przez 40 minut podejścia myślałam, że życie ze trzy razy skończę... Końcówkę podejścia nie stanowił już żwir wulkaniczny ale jakiś pył. Nie piasek ale po prostu pył... Każde nawet najdelikatniejsze postawienie stopy wywoływało tuman unoszącego się pyłu... W związku z tym, dla odmiany, nasze stopy przestały być czarne a zaczęły być popielato-beżowe. Krótko mówiąc, wyglądałyśmy jak sieroty...

Po dotarciu na szczyt, stwierdziłyśmy, że nawet jak miałybyśmy męczyć się dwa razy dłużej, to było warto. Po prostu coś niesamowitego. Po pierwsze widoki na cały archipelag zapierające dech. Po drugie stanąć na czynnych wulkanie to coś naprawdę niezwykłego. Trzeba poczuć ten "zapach", stanąć obok pęknięcia w ziemi, z którego wydobywają się wyziewy, zobaczyć piękny jaskrawożółty kolor siarki... W tej szczelinie stanąć piętą, która zsunęła się z klapka i się z lekka oparzyć... Albo ewentualnie po prostu stanąć i wyjść z wtopionym w podeszwę kamieniem... Generalnie frajda, co nie miara ;) A przede wszystkim bajkowe widoki. O tym, że to nie bajka tylko czynny wulkan przypominały nam co i raz dochodzące do nas zapachy siarkowodorowych wyziewów. Szczególnie, gdy wiatr zmienił kierunek i cały "zapach" gnał prosto na nasze biedne nosy...

W końcu postanowiłyśmy jednak opuścić ten cud natury i udać się na dół, żeby zdążyć jeszcze wpaść na wulkaniczną plażę i zamoczyć nogi w cieplutkiej wodzie. No tak.... Tylko najpierw trzeba zejść. O ile wejście w naszych butkach było co prawda uciążliwe, ale jeszcze względne, o tyle zejście nas przeraża. Na początek mamy do przejścia ten nieszczęsny pył. Nie dość, że przy każdym tupnięciu wznoszą się tumany kurzu, to jeszcze na dokładkę przy schodzeniu jest zdradliwie śliski. Parę razy zjeżdżamy dzięki temu kilkadziesiąt centymetrów niżej, ale całe szczęście udaje nam się nie poobijać tyłków :) zmiana podłoża na żwir wulkaniczny niewiele nam pomaga. Drobne kamyczki wpadają każdą możliwą szczeliną i za cholerę nie chcą wypaść. Ponownie mamy niezła akupresurę. Ale nic to... Stękając, kulejąc i non stop wytrzepując buty udaje nam się w końcu zejść. Góra wspaniała, ale zdecydowanie należy na nią się wybrać w odpowiednim obuwiu...

Udajemy się jeszcze na czarną plażę. Okazuje się, że tak naprawdę wulkaniczny piasek jest tylko przy samej wodzie. Dalsza część plaży to drobne kamienie. Dostrzegamy też znajdujące się niedaleko od brzegu podwodne źródła ciepłej wody Cała wyspa po prostu żyje... Nawet tuż obok chodnika mijamy skałę, w której z rozłamu wydobywają się opary siarkowodorowe.

Niedługo później ładujemy się już na nasz stateczek i powoli wypływamy w drogę powrotną. Cała wycieczka na Wysypy Liparyjskie była niewątpliwie bardzo udana. Piękne widoki, niesamowity klimat, czynny wulkan, lazurowo-turkusowa woda... Wszystko to sprawia, że te wyspy są jak odległe krainy, a znajdują się bardzo blisko...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
blenden
Joanna
zwiedziła 13% świata (26 państw)
Zasoby: 178 wpisów178 31 komentarzy31 550 zdjęć550 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.09.2020 - 07.09.2020
 
 
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
02.06.2014 - 02.06.2014