Drugiego dnia naszego pobytu w Berlinie postanawiamy wybrać się do pobliskiego Poczdamu.
Udajemy się zatem na stację Schnellbahnu. Bilety bezproblemowo kupujemy w automacie na stacji i po 20-minutowej jeździe wysiadamy już w Poczdamie. Trzeba jeszcze zlokalizować park. Na czuja obieramy kierunek i suma sumarum jakoś docieramy do parku. Tylko troszkę na około...
Park jest przeogromny i bardzo zadbany. Przejście z jednego końca na drugi zabiera nam sporo czasu. Po drodze podziwiamy budowle i ogród. Chcą zobaczyć wszystko trzeba poświęcić na to calutki dzień. Albo i dwa :) Z resztą park zasługuje na to, by poszwendać się po nim na spokojnie, schodząc z głównej alei pełnej turystów.
Następnie udajemy się na zasłużoną kawę. Zasiadamy zatem w jednej z kawiarni na głównym poczdamskim deptaku. Odzyskujemy siły w nogach i powoli kierujemy się w stronę dworca. Zaliczamy jeszcze Subwaya i wsiadamy do pociągu. Po drodze postanawiamy jeszcze udać się do Centrum Olimpijskiego.
Wysiadamy na odpowiedniej stacji i dopadamy do planu tej części miasta. Od samego patrzenia już nam się odechciewa... Kawał drogi, delikatnie mówiąc.. Ale nic to. Do odjazdu autobusu mamy jeszcze sporo czasu, więc znajdujemy ostatnie zasoby sił i wyruszamy.
Idziemy...
Idziemy..
Idziemy.
Końca nie widać.
Idziemy.
Jest kierunkowskaz. Co??? Jeszcze tyle??
Idziemy...
Po ok. 40 minutach docieramy w końcu na miejsce. Do obiektu, żeby wejść, trzeba oczywiście zapłacić. 7 Euro. Czy oby na pewno chcemy tyle płacić, żeby zobaczyć niczym od innych nieróżniący się stadion?? Nie chcemy...
Idziemy zatem kawałek spacerową alejką biegnącą tuż obok stadionu. Zasiadamy na chwilę na ławce i postanawiamy kierować się powoli w stronę dworca. Tym razem zamierzamy skorzystać z dobrodziejstwa jakim jest metro. Ani nam się śni wracać na piechotę..
Docieramy w okolice dworca i idziemy zrobić jeszcze zakupy na podróż. No dobra, tylko gdzie? Jak okiem sięgnąć nie widać żadnego sklepu. Idziemy przed siebie w nadziei, że za następnym skrzyżowaniem coś będzie. Nie ma. Za następnym. Nie ma. Za następnym. Też nie ma.. No, co jest???
W końcu znajdujemy jakiś pseudo monopolowy sklepik, gdzie udaje nam się kupić Colę i jakieś batony. Szczęśliwi, wracamy na dworzec.
Docierając do dworca, miny nam trochę rzedną... Tuż obok dworca ukazuje nam się stacja benzynowa BP. I po cholerę lataliśmy w poszukiwaniu sklepu...
Na następny raz będziemy pamiętać...