Z płyty lotniska w Hanoi podrywamy się po 15. Prawie 2h lot mija nam szybko i bez przeszkód. Linie Vietnam Airlines sprawują się na 5. ;) Na lotnisku w Siem Reap uderza w nas fala gorącego i dusznego powietrza. Natychmiast jesteśmy mokrzy. Tym bardziej po opuszczeniu samolotu, w którym temperatura była chyba ustawione na -15... ;)
Na lotnisku załatwiamy formalności wizowe (koszt wizy 20$) i łapiemy taksówkę do naszego hoteliku zarezerwowanego dzisiaj jeszcze w Hanoi. Naszym taksówkarzem okazuje się być sympatyczny, młody chłopak, który oczywiście zagaduje nas czy przypadkiem nie chcemy tuk-tuka na zwiedzanie Angkoru. Po pewnych pertraktacjach dobijamy targu i umawiamy się jutro na 4.30 rano. Nie można przecież, będąc w Angkorze, nie obejrzeć wschodu słońca.
Nasz hotelik okazuje się być bardzo sympatycznym guesthouse'm. Za nocleg płacimy 12$. Hotelik nazywa się Ta Som Guesthouse. Wybrany oczywiście na zasadzie chybił-trafił, okazał się być akurat tym dobrym wyborem. Mieszkamy praktycznie w samym centrum miasta Zostawiamy więc plecaki i idziemy zrobić jakieś zakupy. Po drodze urzekają mnie latające wszędzie po ścianach gekony :) Jest ich pełno. Szczególnie ładnie prezentują się na podświetlanych reklamach :)
Znajdujemy całkiem pokaźne centrum handlowe z dobrze zaopatrzonym marketem spożywczym. Przy okazji możemy kupić również Rolexy. Ale patrząc na cenę, raczej nie mamy do czynienia z wietnamskimi podróbkami. W sklepie temperatura jeszcze lepsza niż w samolocie. Mimo upału na zewnątrz muszę chyba zacząć nosić ze sobą wszędzie bluzę ;) W Kambodży bez problemu można płacić dolarami. Nawet lepiej nimi płacić, tak naprawdę. Reszty też nam wydadzą w dolarach. Chyba, że końcówka jest mniejsza niż 1$, wtedy tę część wydadzą w ichniej walucie. Zrobić się w sumie z nią nic nie da, ale zostaje w portfelu na pamiątkę...