O wylocie wiedziałyśmy od dawna. Ale pakowanie, jak zwykle, zawsze było odkładane na później. No i przyszedł czas, że na później już się go odłożyć nie da... Szybka wrzuta paru bluzek, spodni i kosmetyków, w samochód i na lotnisko. Na Krakowskiej oczywiście korek, więc odpalamy objazd za wszystkimi. Skoro jechali w naszą stronę, znaczy, że nas dobrze poprowadzą.. Tym sposobem do lotniska docieramy błyskawicznie.
Wpadamy na terminal.. Pustki.... Z kartami pokładowymi w rękach podchodzimy do "bag-dropu". Chwila konsternacji, bo pani nie jest pewna, czy do Albanii to można na dowód... Rany... Zawału dostanę... Całe szczęście koleżanka obok rozjaśnia sytuację, że a i owszem można. Uff... Idziemy się skontrolować pod względem bezpieczeństwa.. Tu też pusto.. Suma summarum cała zabawa zajęła nam, z zegarkiem w ręku, 10 minut. W życiu jeszcze nie byłam tak szybko odprawiona. Może to zapowiedź udanego wyjazdu... :)