Dzisiejszy dzień obudził nas deszczem..
Nie takie oczekiwania względem pogody mieliśmy, jadąc nad polskie morze na pierwszy od wielu lat urlop w kraju ;)
Niezniechęceni pogodą postanowiliśmy wyskoczyć chociaż do Żabki po kawę. Akurat deszcz trochę odpuścił, więc można było na chwilę wychylić nos z domu. Jak to jednak z pogodą bywa, ufać jej za bardzo nie można. 50 metrów od domu przypomniała sobie, że powinno lać. Do celu oddalonego o całe 100 metrów docieraliśmy już zatem w strugach deszczu. Wśród panów dnia wczorajszego, zakupiliśmy nasze kawy i zarządziliśmy odwrót. Mokrzy do połowy docieramy pod dom. I wtedy to oczywiście nastaje okno pogodowe. Postanawiamy zatem przejść się kawałek promenadą. Zofia zabezpieczona jest w kalosze, więc może trochę je wykorzysta.. Finalnie wykorzystała je nawet w nadmiarze.. Matka musiała biec do domu po nowe ciuchy, bo dziecko było mokre do pasa. Tak cudownie się skacze po kałużach. Dobrze, że przechodzący obok uszli na sucho