W Londynie lądujemy z małym opóźnieniem. Kolejka na Lotnisko jest tak duża, że nasz samolot kręci jakieś 7 kółek zanim udaje nam się podejść do lądowania. Ale jesteśmy.
Wsiadamy w metro i jedziemy do centrum. Łażenie z plecakami daje nam się we znaki. Mimo, że plecaki nie są jakoś mega wypakowane to jednak po kilku godzinach łażenia, robią się ciężkie. Ale przynajmniej mieliśmy okazję przejść przez główne atrakcje Londynu. Pewnie prędko znowu tu nie zawitamy, więc dobre i te kilka godzin :)
Na Gatwick dojeżdżamy pociągiem Gatwick Express. W sumie dobre rozwiązanie. Pociąg jedzie bezpośrednio, nigdzie się nie zatrzymuje. Docieramy na miejsce przed czasem. "Boczne" lotnisko Londynu okazuje się być większe niż nasze Okęcie. Teraz już tylko kawa i czekamy na załadunek do Emirates na lot do Dubaju..
Boarding przebiega szybko i sprawnie. Jacenty wygryza mnie z miejsca pod oknem.. Siedzimy prawie na końcu samolotu. NIe wiem czemu ale w tych dużych machinach jakoś zdecydowanie tak wolimy. Tym bardziej, że Boeing w końcowych rzędach przy oknach ma po dwa fotele zamiast trzech, więc nie mamy już sąsiada.
Usiłujemy się trochę przespać. Średnio nam się udaje. Turbulencje są dosyć mocne i częste. Dodatkowo Jacek ma rozwalony fotel, więc mam dodatkowe utrudnienia w próbie ułożenia się do snu. To pewnie za karę, że mnie wygryzł z mojego miejsca ;)
Grunt, że cało i punktualnie lądujemy w Dubaju..