Dubaj, jak to Dubaj - jakoś tak bogato.. Dziwnie się tu czuje człowiek w traperach, bojówkach i polarze ;) coś tak jakby nie pasuje do całości. Zastanawiam się, jak długą przerwę w podróży trzeba by mieć, by zleźć całe to szejkowe dzieło. Bo to kawał lotniska jest.. A wbrew pozorom wcale dużo szejków tu nie spaceruje. Oni chyba swoimi prywatnymi samolocikami latają... Co się będą z ludem prostym wozić.. ;) Ichnich pań pt. "tylko oczy Ci mogę pokazać" też za wiele nie widać. Generalnie jest to port przesiadkowy. Multinarodowość absolutna. Naszych też tu trochę jest :)
Pora do samolotu. Druga część lotu mija nam już całkiem ok. Tym razem mi się trafia popsuty fotel. Ok. Wytrwam. Chociaż myślałam, że Emirates ma samoloty w super stanie..
Podziwiamy fantastyczne widoku Omanu, nad którym przelatujemy. To też jedno z miejsc na liście "Do zobaczenia.. " Gdy wlatujemy nad Somalię znowu mi się włącza moja schiza "A jak na zestrzelą"... Dobrze, że Jacenty chwilowo przerywa oglądanie filmu i wykłada, że raczej mało prawdopodobne by z jakiegoś granatnika zestrzelili samolot na 12 000 metrów, więc mogę spokojnie zająć się odstresowywaniem zamiast się stresować bez sensu. Ave... Czyli mogę spokojnie dalej podziwiać.. Chociaż chcę już zadać pytanie "A co z rakietami ziemia-powietrze" ale Jacenty już dawno ma słuchawki na uszach i dalej na filmie się skupia, więc odpuszczam... Może jednak będę po prostu podziwiać :)
Patrząc z góry na Somalię w sumie przestaję im się dziwić, że tak często napadają na wszystko, co się da. W tym kraju nic nie ma. Bezkresna przestrzeń niczego. Tylko skały i piach. Mało przyjazna kraina..
Potem wlatujemy nad terytorium Kenii. I tu już podoba mi się znacznie bardziej. Widać jakieś rzeczki, jeziora, zieleń. Tak.. Tu już mogę lądować...